20 czerwca 2009r. w Parku Wypoczynku przy ul. Zygmunta Augusta w Słupsku odbył się Festyn Rodzinny. Organizatorem była Spółdzielnia Mieszkaniowa „CZYN”, która postanowiła umilić ten dzień swoim lokatorom przy współpracy z Klubem Osiedlowym „EMKA”. Skończyło się jednak tylko na postanowieniach, bo organizacja imprezy nie miała nic wspólnego z dobrą zabawą. Dodam, że w zdecydowanej większości uczestnikami festynu były dzieci, które rozpoczęły swoje wakacje. Dlaczego piszę o tym? Otóż to, co udało mi się zaobserwować na tej imprezie, to jeden wielki bałagan i niekompetencja prowadzącego. Prowadzący zupełnie nie wywiązał się z zadania, jakie wykonywał, a mało tego pokazał, jak bardzo niepedagogiczne i niewychowawacze jest jego postępowanie. Wystarczy wspomnieć o konkursie przeciągania liny, podczas którego w jednej drużynie znalazły się dzieci w wieku 7-11 lat, w drużynie przeciwnej większość składu to gimnazjaliści. Nie bardzo rozumiem, co miały oznaczać słowa, że drużyny mają być o porównywalnych siłach, skoro to były tylko puste słowa. Każdy potrafi wyobrazić sobie, czym skończyła się ta zabawa, maluchy poprzewracały się, pozdzierały kolana na betonie, porwały ubrania. A tak w ogóle to gdzie był punkt medyczny, czyżby organizator nie przewidział, że może być potrzebna pomoc? Niektórzy spośród rodziców oczywiście nie kryli swego niezadowolenia, zwrócili uwagę prowadzącemu, ale ten nie widział problemu, bo przecież „to tylko zabawa”. Jedno jest pewne była to „zabawa”, która nauczyła najmłodszych uczestników oszustwa i niesportowej rywalizacji. Ale to nie koniec niespodzianek. Ciąg dalszy nastąpi. Odbył się kolejny konkurs - drużyny 4-5 osobowe na betonie malowały kolorową kredą pracę związaną z wakacjami. I czas malowania był dla dzieci biorących udział w tym konkursie jedyną miłą chwilą, bo już podczas ogłoszenia wyników i wręczenia nagród nie było tak miło. Okazało się, że drużyny zwycięskie otrzymały nagrody, owszem wspaniała sprawa i wielkie wyróżnienie. Tylko jak miały się nimi podzielić. Jedna z drużyn otrzymała w nagrodę jedną piłkę, inna 2 rakietki do badmintona. Przypomnę tylko, że drużyny były kilkuosobowe. Jak zespoły miały się podzielić jedną nagrodą, zaczął się płacz, nie obyło się też bez bijatyk, bo każdy chciał nagrodę zabrać dla siebie do domu. I znów interwencja rodziców. Prowadzący wyjaśnił, że spółdzielnia niestety nie ma pieniędzy, by każdy uczestnik konkursu mógł otrzymać nagrodę (choćby lizaka?). Każdy członek spółdzielni w czynsz ma wliczony kwotę na działalność kulturalną (co najmniej 1zł miesięcznie), co w przeliczeniu na rok i biorąc pod uwagę ogromną liczbę członków spółdzielni daje kolosalną kwotę na ten cel. Gdzie są więc te pieniądze, skoro zabrakło nawet na symboliczne nagrody? Warto się nad tym zastanowić! Dziwne, że prowadzący był nauczycielem, jak podkreślił dyplomowanym, który skończył uniwersytet, lecz … cóż z tego, jeśli nie potrafił poprowadzić właściwie małej imprezy, w której mogło być tyle radości, a zamiast tego swoją niekompetencją zafundował dzieciom łzy i rozgoryczenie. Jaki z tego wniosek? Przed rozpoczęciem każdej imprezy organizatorzy (w tym przypadku SSM „CZYN”) powinni dobrze zastanowić się, czy osoba, która ma prowadzić imprezę, zwłaszcza taką, w której biorą udział dzieci, potrafi sprostać zadaniu, by nie było już niepotrzebnych łez i wielkiego rozczarowania, które towarzyszyło uczestnikom festynu. A pieniędzy na nagrody nie trzeba szukać, tylko wykorzystać właściwie te, które płacą członkowie spółdzielni.
|
|